2024-05-23

(48) Niedokończone opowieści...

 W POPRZEDNICH ODCINKACH:
Dawno temu apokaliptyczny kataklizm unicestwił sławny Bukkakeland. Jedynie w ruinach prowincjonalnej Buki tlił się nadal mizerny płomyk życia, podtrzymywany przez ostatnich Bukkakelendrów, których spokojne dogorywanie na starych śmieciach zostało zakłócone przez niezwyczajny wypadek: ktoś ukradł z pubu “Pod obwisłym napletkiem” zieloną silikonową żabkę (Żappkę), ukochaną maskotkę Walpurga i starożytny portret praCzartogromskiego. Trójka dzielnych detektywów, Marcin, Chafre i Nathi, zabrała się z zapałem do śledztwa, które rychło zaczęło przynosić pierwsze rezultaty. Niestety brutalny, a nieoczekiwany atak dwóch zamaskowanych osobników, Atletycznego i Drobnego, doprowadził do zgonu dzielnego Leo i unicestwienia skradzionych artefaktów.

LXVIII

Czas płynie szybko i leczy rany. Pierwsza miesięcznica tragicznego zejścia Leo minęła zupełnie niezauważona. Daremno Hebius czekał przez pół nocy w kryptach burmistrzów Buki - żaden z licznych, wydawałoby się, przyjaciół tragicznie zgasłego nie przyszedł oddać mu czci i złożyć tradycyjnej ofiary z nasienia bogom zaświatów za pomyślność jego duszy.
Chafre, zaabsorbowany świeżą rolą ojca i młodym, nienasyconym kochankiem, wyłączył się całkiem ze społecznego życia Buki. Walpurg unikał pubu “Pod obwisłym napletkiem”, bo puste miejsce na kontuarze przypominał mu nieustannie o bolesnej stracie. Czartogromski zaszył się w suchych, a przytulnych lochach zamku i pogrążył w depresji, przeglądając stosy sepiowych fotografii. Wspomnienia zawładnęły nim całkowicie, a przypominanie sobie do kogo i w jakich okolicznościach się przytulał sprawiło, że wszystko wokół przestało się liczyć. Jeden Marcin z Nathim spotykali się codziennie przy śniadaniu w pubie i zastanawiali nad tożsamością Atletycznego i Drobnego oraz celach, jakie przyświecały zbrodniczej działalności tych odrażających osobników.

- Ale że komuś się w ogóle chciało wywijać podobne numery? - Marcin nie mógł wyjść z zadziwienia. - Przecież w Buce zostały głównie dziadki, metrykowo lub mentalnie, którym już nie staje nawet po Viagrze, więc nic nie mogą. Albo się już nic im nie chce. Albo nie czują już sensu tego, czego by mogli chcieć, albo nic nie mogą, bo są przytłoczeni pracą w weekendy. Albo są już po prostu zmęczeni życiem. Nie mówię tego złośliwie, ale po prostu taka jest prawda.

- Dlatego powtarzam - powtarzał Nathi - to jakieś obce przybłędy były!

- Ale kto z nowych by wiedział o piwnicy pod kuźnią i tajnym tunelu prowadzącym do lasu? - oponował Marcin. - Kiedyś w Buce było trochę społecznych aktywistów, albo nawet aspirujących do polityki, którzy obecnie albo zniknęli na dobre, albo pojawiają się w mieście raz na pół roku. Aktywne typy, co potrafiły nakręcić nie tylko pozytywny vibe wokół różnych spraw, ale i niezłą aferę wykręcić. Może to ktoś z takich starych?

- Niemożliwe! - Nathi oponował nieustępliwie. - To jakieś parszywe obce chujki!

Dyskusja w podobnym tonie toczyła się już od miesiąca i nie posuwała sprawy nawet o krok. Tożsamość Atletycznego i Drobnego nadal była zakryta. Ich cele - niewątpliwie złowieszcze i szkodliwe, ciągle całkowicie niejasne.

Dorian, który uratowawszy Nathiego od losu gorszego od śmierci, czuł się odpowiedzialny za bezpieczeństwo anusa młodego Bukkakelendra i nie odstępował go na krok (Nathiego, nie anusa), przysłuchiwał się w milczeniu tym rozmowom, snując niewinne marzenia o wspólnych kąpielach, pucowaniu pod prysznicem czy w wannie. Teraz też tak głęboko pogrążył się w wyobrażaniu sobie zabaw z Nathim i gumowym jednorożcem, że nawet nie zauważył, gdy przysiadł się do niego młody - jak na miejscowe standardy - i roześmiany Korek, który po kilku latach nieobecności powrócił na łono Buki, by nabrać sił przed dalszym podbojem świata i dorabiał, zasadniczo jako kelner, w pubie “Pod obwisłym napletkiem”.

- Puk! Puk! Tu Korek! - zagaił, stukając w blat stolika. - Zatkasz mi otworek?
- Że co? - Dorian popatrzył na Korka niezbyt przytomnym wzrokiem.
- Chciałbyś uprawiać seks z partnerem w ciele byłego, czy z byłym w ciele partnera?
- Że co? - Dorian, teraz już całkiem skołowany, nie wiedział zupełnie, co odpowiedzieć.

Na szczęście straszliwy rumor blaszanej lawiny i trzaskającej porcelany, który rozległ się właśnie na kuchennym zapleczu, wybawił go z niezręcznej sytuacji. Zgromadzeni w pubie zamarli w bezruchu. W zapadłej ciszy dał się słyszeć dobiegający zza drzwi wyraźny dźwięk samotnej butelki, roztrzaskujące się z wilgotnym mlaskiem o kuchenną posadzkę, a później przeciągły jęk zgrozy, czy niewyobrażalnego cierpienia.

- O mój Nergalu! - wyszeptał przestraszony Nathi.

CDN
(być może)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz