2024-04-22

(46) Niedokończone opowieści...

 

LXVI

Leo przez wrodzoną delikatność, nie chcąc przeszkadzać Chafre’emu w jego chwalebnych poczynaniach, odwrócił się dupą do wnętrza kuchni i stanął przy oknie, wyglądając na zewnątrz i podziwiając soczystą zieleń budzącej się do życia przyrody. Przed oczyma miał brukowaną drogę, biegnącą szczytem grobli. I budynek kuźni poniżej, solidny neogotyk na masywnych fundamentach z polnego kamienia. Okoliczne wierzby pokryły się już świeżym listowiem. Czeremchy w pobliskim lesie, sięgającym wąską odnogą prawie samej kuźni, zaczynały już nieśmiało kwitnąć i czarować swoim zapachem. 

“Piękna jest wiosna tego roku” - myślał Leo i próbował  nie zważać na odgłosy dobiegające od sterty blaszanych misek, na których leżał Gaynau, a świadczące o tym, że Chafre znalazł już ostry nóż, ale miał jakieś problemy ze zwleczeniem z nieprzytomnego Gaynaua spodni. Wtem ujrzał dwóch zamaskowanych ninja wybiegających od strony dziedzińca przed stajniami i kierujących się w panicznej ucieczce w kierunku kuźni. 

Leo umysł miał rzutki, a wyczulony na wszelkie spiski i podstępy, więc błyskawicznie ocenił sytuację. “Skoro uciekają - trzeba gonić” - zdecydował i rzucił się od razu w pogoń, nie zawracając sobie nawet głowy takim drobiazgiem, jak otwieranie okna. Towarzystwo w kuchni zbaraniało, a po chwili rzuciło się w ślad za Leo, z tym że już nie oknem, a drzwiami. W izbie został tylko nadal ubrany a nieprzytomny Gaynau. Nawet poparzony OpusDei pokuśtykał w pościgu, dotrzymując dzielnie kroku Czartogromskiemu, który w każdej sytuacji zachowywał godność i stateczność, więc się nie bardzo spieszył. 

Gdy Dorian_Gray na czele swojej grupy wyłonił się zza węgła, po Atletycznym i Drobnym nie było już śladu. Widząc Leo i innych wybiegłych przez kuchenne drzwi pubu, odgadł jednak, że czujni, acz wiekowi Bukkakelendrzy nie stracili nic ze swojej czujności.

- Dwa bydlaki chciały skrzywdzić Nathiego - krzyknął w kierunku Walpurga.
- Zwierzęta! - odkrzyknął oburzony Walpurg. - Bestie! Są w kuźni.

A Leo nie tracił czasu, nie krzyczał, tylko biegł mocno wysforowany do przodu. Pierwszy dobiegł kuźni. Szarpnął za klamkę, otworzył drzwi… i stanął w żywym ogniu, który buchnął gęstym strumieniem ze środka. 

Wszyscy zamarli przerażeni. Leo też stanął, jeszcze uniósł prawą rękę do góry, jakoby w geście pożegnania, z wyprostowanym środkowym palcem… a później runął do przodu, do rozpalonego niczym hutniczy piec wnętrza budynku.

Nikt nawet nie próbował gasić kuźni, wypełnionej struganymi deskami ze skandynawskiego świerku i kanadyjskiego cedru, najlepszymi na budowę sauny, a stanowiącymi teraz pożywkę stosu pogrzebowego, w jaki zmienił się budynek. Wstrząśnięci Bukkakelendrzy zgromadzili się wokół kuźni i stali w ponurym milczeniu do późnej nocy, aż się wypaliło całe drewno i ogień zaczął zamierać.

Noc pełna grozy opadła na Bukę. Zginął obrońca, zginął bohater… 

CDN
(być może)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz